Strona:PL Karol May - Winnetou 06.djvu/206

Ta strona została uwierzytelniona.
—   454   —

Zdawało mi się, że stary z tem się nie zgodzi. Tymczasem on, zadowolony, rzucił na syna dumne spojrzenie i rzekł:
— Pida, młody wódz Keiowehów, jest szlachetnym wojownikiem; oszczędza swoich najgorszych nieprzyjaciół; zabija ich wprawdzie, lecz nie lży ich i nie znieważa. Imię jego będzie jeszcze większe i słynniejsze od imienia Winnetou, tego psa Apacza. W nagrodę za to pozwolę mu utopić noż w sercu Old Shatterhanda, kiedy będzie już tak zmęczony, że życie zeń zacznie umykać. Pida będzie mógł z chwałą powiedzieć o sobie, że z ręki jego zginęła największa, najniebezpieczniejsza i najsławniejsza blada twarz. Teraz zwołajcie starszych! Naradzimy się, w jaki sposób ten złośliwy biały pies ma zginąć. Tymczasem przywiązać go do drzewa śmierci!
Zawleczono mnie do grubego na dwie stopy świerka, dokoła którego wbite były po cztery pale. Przeznaczenie tych pali poznałem dopiero wieczór. Świerk ten nazywał się drzewem śmierci, ponieważ przywiązywano doń jeńców, skazanych na śmierć męczeńską. Na dolnej gałęzi wisiały potrzebne rzemienie. Przywiązano mnie do tego drzewa tak, jak ongiś Winnetou i jego ojca, kiedy dostali się w nasze ręce i w moc Keiowehów. Dwaj wojownicy usiedli po mojej prawej i lewej stronie. Przed namiotem wodza utworzyli starsi wojownicy półkole naprzeciwko Tanguy, aby naradzić się nad moim losem, albo raczej, ponieważ on był już postanowiony, nad rodzajem śmierci. Zanim rozpoczęli naradę, przyszedł Pida i zbadał moje rzemienie. Ponieważ były bardzo przyciągnięte, przeto rozluźnił je cokolwiek i rzekł do dozorców:
— Uważajcie na niego surowo, ale nie dręczcie! To wielki wódz białych myśliwców, który nigdy nie zadał czerwonym wojownikom niepotrzebnych cierpień.
Potem oddalił się, by wziąć udział w naradzie.
Stałem przywiązany do drzewa plecyma. Mnóstwo kobiet, dziewcząt i dzieci przychodziło, by mi się przypatrzyć. Wojownicy trzymali się zdala; nawet chłopcy,