Strona:PL Karol May - Winnetou 06.djvu/225

Ta strona została uwierzytelniona.
—   473   —

córka przyniosła mi jeść. Potem zapytał jeden z dozorców, czy ona mi się podoba, a ja to potwierdziłem.
— To zupełnie wszystko jedno; ona ci się podobała. Czy wiesz, że kto córkę szczepu pojmie za żonę, może być doń przyjętym?
— Wiem.
— Chociażby był przedtem wrogiem lub jeńcem?
— I o tem mi wiadomo.
— I że potem odpuszcza mu się jego winę i darowuje się życie?
— Wiem również o tem.
— Uff! Wobec tego zrozumiesz mnie.
— Tak, rozumiem cię.
— Moja córka podoba się tobie, a ty jej. Czy chcesz ją pojąć za skwaw?
— Nie.
Nastąpiła głęboka cisza. Tego się czerwony nie spodziewał. Ja byłem kandydatem na śmierć, a ona jedną z najgodniejszych pożądania dziewcząt, córką najbardziej poważanego wojownika, a ja mimoto ją odrzucałem. Czy mogło się coś takiego zdarzyć?
Wreszcie „Jedno Pióro“ zapytał, lecz całkiem krótko:
— Dlaczego nie?
Czy miałem mu wyjawić właściwe powody i oświadczyć bez ogródek, że wykształcony Europejczyk może zniszczyć całe swoje życie, żeniąc się z czerwonoskórą dziewczyną, że takiemu mężczyźnie małżeństwo nie może dać tego, co dać powinno i musi, że Old Shatterhand nie należy do hultajów, biorących sobie czerwoną skwaw, by ją potem porzucić, i mających często w każdem plemieniu inną żonę. Tego wszystkiego nie mogłem mu powiedzieć, bo byłby tego nie zrozumiał. Musiałem znaleźć jakiś zrozumiały dlań powód i odrzekłem:
— Mój czerwony brat twierdzi, że uważa Old Shatterhanda za wielkiego wojownika. Ale to nie jest widocznie prawda.
— To prawda!