Strona:PL Karol May - Winnetou 06.djvu/242

Ta strona została uwierzytelniona.
—   490   —

Gdy „Ciemny Włos“ przyniosła mi w południe jedzenie, zapytałem ją o zdrowie siostry. Odpowiedziała mi, że ból już prawie całkiem ustąpił. Poczciwa dziewczyna przyniosła tyle mięsa, że nie mogłem zjeść wszystkiego, a zanim odeszła, popatrzyła na mnie z żalem wilgotnemi oczyma. Widać było, że miała coś na sercu, lecz obawiała się przyznać do tego bez mojego wezwania, To też ją zachęciłem:
— Moja młoda siostra chce mię o czemś uwiadomić. Pragnę wiedzieć, co to takiego.
— Old Shatterhand postąpił niesłusznie — rzekła z widocznem i dosłyszalnem wahaniem.
— O ile?
— Że nie pojechał z Pidą.
— Nie miałem żadnego powodu do tego.
— Powód byłby, nawet wielki i ważny. Wielki to zaszczyt umrzeć na palu bez skargi, lecz „Ciemny Włos“ sądzi, że lepiej jest żyć zaszczytnie.
— Tak, lecz ja miałem powrócić do niewoli i tutaj umrzeć.
— Pida musiał tego żądać, ale byłoby się stało inaczej. Old Shatterhand byłby może Pidzie pozwolił zostać jego przyjacielem i bratem i wypalić z nim fajką pokoju.
— Tak, a przyjaciela i brata, z którym paliło się kalumet, nie zabija się na palu. Czy o tem myślisz?
— Tak.
— Masz słuszność, lecz ja także mam słuszność. Czy chciałabyś, żebym został przy życiu?
— Tak — przyznała szczerze. — Wszak wróciłeś życie mej siostrze!
— Nie troszcz się o mnie zbytnio! Old Shatterhand zawsze wie dobrze, co czyni.
Popatrzyła przed siebie w zadumie, rzuciła skryte spojrzenie na dozorców i zrobiła ręką ruch zniecierpliwienia. Ja zrozumiałem, że chciała ze mną mówić o ucieczce, a nie wolno jej było. Kiedy potem znów do mnie podniosła oczy, skinąłem jej głową z uśmiechem i powiedziałem: