Strona:PL Karol May - Winnetou 06.djvu/246

Ta strona została uwierzytelniona.
—   494   —

i pochyliłem się na dół. Zaiste — obydwaj spali. Dwoma cięciami uwolniłem się całkiem, a potem dwoma szybkiemi uderzeniami pięści ogłuszyłem dozorców. Związałem ich czterema kawałkami rzemienia, a następnie odciąłem dwa rogi koca i wsunąłem im w usta, żeby krzyczeć nie mogli. Koń był znowu w pobliżu.
Wstałem i wyciągnąłem członki. Jak mi to dobrze zrobiło! Gdy ręce odzyskały swoją sprawność, położyłem się znowu i zacząłem się czołgać od namiotu do namiotu. Nikt nie poruszył się we wsi, dzięki czemu dostałem się szczęśliwie do namiotu młodego wodza. Już miałem po cichu odchylić zasłonę w drzwiach, kiedy usłyszałem lekki szmer po lewej ręce. Zacząłem nadsłuchiwać. Doszedł mnie odgłos lekkich kroków i po chwili ktoś stanął przedemną, nie spostrzegłszy mnie.
— „Ciemny Włos“! — rzekłem z cicha.
— Old Shatterhand! — odpowiedziała.
Podniosłem się i zapytałem:
— Ty nie w namiocie? Dlaczego?
— Tam niema nikogo, ażeby nam nie czyniono wyrzutów. Moja siostra jest chora, ja muszę ją pielęgnować, dlatego zabrałam ją do namiotu ojca.
O chytrości kobieca!
— Ale moja broń jest tam jeszcze? — spytałem.
— Tak samo jak za dnia.
— To widziałem, ale strzelby?
— Pod łożem Pidy. Czy Old Shatterhand ma swego konia?
— Czeka na mnie. Byłaś dla mnie taka dobra; jestem ci winien wdzięczność!
— Old Shatterhand dobry dla wszystkich. Czy kiedy tutaj powróci?
— Tak sądzę. Wtedy przyprowadzę Pidę, który będzie moim przyjacielem i bratem.
— Czy jedziesz za nim?
— Tak, ja go spotkam.
— To nie mów nic o mnie! O tem, co uczyniłam, nie śmie nikt wiedzieć oprócz siostry.