Strona:PL Karol May - Winnetou 06.djvu/247

Ta strona została uwierzytelniona.
—   495   —

— Jestem pewien, że byłabyś uczyniła jeszcze więcej. Podaj mi rękę, gdyż pragnę ci podziękować!
Indyanka podała mi rękę, mówiąc:
— Oby ci ucieczka udała się w zupełności! Muszę już odejść, siostra niepokoi się o mnie.
Zanim się opatrzyłem, podniosła moją rękę do swoich ust i znikła. Ja stałem przez chwilę i nadsłuchiwałem za nią. O ty dobre, czerwone dziecię!
Następnie wszedłem do namiotu i zacząłem macać, aby dostać się do łoża. Pod niem znalazłem strzelby, owinięte w koc. Wyjąłem je i zarzuciłem na plecy. Rewolwery i nóż, oraz siodło z torbami, także odszukałem. Nie upłynęło pięć minut, kiedy opuściłem namiot i wróciłem do drzewa śmierci, ażeby konia osiodłać. Gdy tego dokonałem, pochyliłem się nad dozorcami i zobaczyłem, że się już ocknęli.
— Wojownicy Keiowehów nie mają szczęścia do Old Shatterhanda — rzekłem do nich przytłumionym głosem. — Nie zobaczą go przy palu męczeńskim. Jadę za Pidą, ażeby pomóc mu w schwytaniu Santera i obejdę się z nim, jak z przyjacielem i bratem. Może wrócę z nim do was. Powiedzcie wodzowi Tangui, żeby się nie obawiał o syna, gdyż ja będę go chronił. Synowie i córy Keiowehów byli dla mnie dobrzy; podziękujcie im i powiedzcie, że im tego nigdy nie zapomnę. Howgh!
Wziąłem szpaka za cugle i poprowadziłem go, gdyż jechać nie mogłem jeszcze, by nikogo nie obudzić. Dopiero dość daleko wsiadłem na siodło, które zdaniem Keiowehów nigdy mnie już nosić nie miało, i pojechałem preryą na południe.
Na południe bowiem wiodła moja droga, chociaż nie mogłem w ciemności rozpoznać śladów Santera, ani ścigających go Keiowehów. Nie potrzebowałem ich, nie miałem wogóle zamiaru kierować się nimi. Wiedziałem, że Santer udał się ku Rio Pecos i to mnie wystarczało.
Kto mi jednak powiedział, że on obrał ten kierunek? Testament Winnetou.
Znajdowały się w nim, o ile go przeczytałem, trzy