Strona:PL Karol May - Winnetou 06.djvu/248

Ta strona została uwierzytelniona.
—   496   —

wyrazy w języku Apaczów. Jeden z nich, Indecze-czil, zrozumiał pewnie Santer, ale Tse-szosz i Deklil-to były mu obce. A gdyby nawet pojął ich znaczenie, to jednak nie wiedział, gdzie szukać tej „Skały Niedźwiedziej“, ani „Ciemnej Wody“. Leżały one daleko w Sierra Rita, gdzie raz tylko byłem z Winnetou. My właśnie nadaliśmy tej skale i wodzie owe nazwy, nikt więc nie mógł ich znać oprócz mnie i dwóch Apaczów, którzy nam wówczas towarzyszyli. Byli oni już starzy i nie wychodzili z puebla nad Rio Pecos. Santer musiał się więc przedewszystkiem zwrócić do nich.
Ale kto mu poradził, żeby się do nich właśnie udał? Każdy Apacz, którego spytał o Deklil-to i Tse-szosz. Cały szczep znał te nazwy i wiedział, co myśmy tam przeżyli; lecz z nami byli tam tylko ci dwaj starcy. Że Santer się dowiadywał, to było pewnem, gdyż inaczej nie mógłby znaleźć tego miejsca, a wiadomości mógł zasięgnąć jedynie u Apaczów, z których każdy, spytany o te nazwy, odesłał go do puebla.
Ale wśród nich byli tacy, którzy go znali jako wroga Winnetou, jako mordercę Inczu-czuny i Nszo-czi! Czy wobec tego mógł się puścić do puebla?
Czemu nie? Taki człowiek, jak on, odważy się dla złota na wszystko. W ostateczności miał wymówkę. Testament mógł mu w ciężkich przeprawach posłużyć za legitymacyę, ponieważ na okładce wycięty był „totem“ Winnetou.
Postanowiłem dostać się do puebla Apaczów przed Santerem, ostrzec ich i pojmać go zaraz po przybyciu. To było najlepszem ze wszystkiego, co mogłem uczynić, zwłaszcza że koń mój był dobrym biegunem, łatwo mi więc było Santera przepędzić. Ten plan uwalniał mnie zarazem od trudu szukania śladów i straty czasu na ich czytanie.
Niestety zdarzyło mi się nieszczęście, że mój szpak okulał, a nie mogłem znaleźć przyczyny. Dopiero na trzeci dzień przekonałem się, że było to zapalenie z powodu długiego ostrego kolca, który też natychmiast wy-