jącej się w powietrze platformy tak, że dziwnem było, iż już dawno w głąb nie runęła.
Na prawo od tej skały sterczała druga, jakby do niej przyparta i tam zabiliśmy podówczas szarego niedźwiedzia. Dla tego nazwał ją Winnetou „Skałą Niedźwiedzią“.
Staliśmy przed rozstrzygnięciem naszego zadania, dlatego mało spałem. Ledwie się szaro zrobiło, zabraliśmy się do szukania śladów Santera, ale nie znaleźliśmy nic. Postanowiłem zatem wspiąć się na górę. Wziąłem z sobą tylko Till-latę i Pidę. Pojechaliśmy wspomnianym przez Winnetou lasem w górę, a zatrzymaliśmy się na Skale Niedźwiedziej. „Tam zsiądziesz z konia i wdrapiesz się...“ dalej nie przeczytałem testamentu. Dokąd się drapać? Prawdopodobnie w górę. Należało spróbować. Teren był stromy i wznosił się wyżej i wyżej, dopóki nie znaleźliśmy się obok jaskini. Dalej nie było można kroku postąpić. Jeśli była tu tylko jedna droga, to zabłądziliśmy, bo nie posiadałem opisu Winnetou. Chciałem właśnie zawrócić, kiedy padł strzał i kula uderzyła tuż obok nas o kamienie. Następnie krzyknął ktoś z góry:
— Psie, ty znów jesteś wolny! Myślałem, że ścigają mnie tylko Keiowehowie. Ruszaj do dyabła!
Padł drugi strzał, ale także nie trafił. Spojrzeliśmy w górę i ujrzeliśmy Santera, stojącego u wylotu jaskini.
— Czy przyszedłeś zabrać testament Winnetou i podnieść skarby? — śmiał się szyderczo z góry. — Za późno, bratku! Jestem już tutaj i lont już zapalony. Nie dostaniesz nic, zupełnie nic, a waryackie zapisy i dary także sobie zabieram!
Przerwał sobie śmiechem, podobnym do rżenia, i mówił dalej:
— Nie znasz drogi, jak widzę. Czy i tej nie znasz, która prowadzi tam z góry? Zniosę tamtędy złoto, a wy nie zdołacie mi w tem przeszkodzić. Nadaremnie odbyliście tę długą podróż. Tym razem ja zwyciężyłem, hahaha!
Co było począć? On był na górze przy skarbie,
Strona:PL Karol May - Winnetou 06.djvu/264
Ta strona została uwierzytelniona.
— 510 —