— Nie może pan zabrać kufra.
— Wcale nie myślę taszczyć ze sobą! Zabiorę tylko najniezbędniejsze rzeczy i upatrzę sobie w stajni gospodarza dobrego konia. Lecz idźże pan, zniknij mi z oczu! Gotów pan stracić najlepszy, najkosztowniejszy czas!
Wypchnął mnie poprostu za drzwi. Wyszedłem, dosiadłem konia i pojechałem do Bardo.
Ten szczwany oszust był przekonany, że trzyma mnie w worku. Zmusił wprost, abym się przyczynił do jego wyjazdu, nie przeczuwając, że do tego właśnie zmierzałem, że tego gorąco pragnąłem. — —
Na Bardo znalazłem Winnetou i Emery’ego w towarzystwie Krüger-beja. Opowiadali sobie przygody i przeżycia, Winnetou jednak musiał milczeć, ponieważ nie władał ani niemieckim, ani arabskim. Wprawdzie, obcując ze mną, przyswoił sobie wiele niemieckich słów, lecz nie tak wiele, aby brać udział w rozmowie.
Nie było mi trudno uzyskać zezwolenie dla wrzekomego Huntera. Krüger-bej żądał jednak, aby Hunter trzymał się zdaleka od nas i przyłączył do zwyczajnych żołnierzy.
— Owszem, bardzo mi to miło, — rzekłem. — Nie zniósłbym jego bliskości.
— K’czego? — zapytał Pan Zastępów, co miało oczywiście znaczyć czemu?
— Ponieważ jest mi bardzo niesympatyczny i ponieważ nie powinien się dowiedzieć, że towarzyszy nam wódz Apaczów.
Strona:PL Karol May - Winnetou w Afryce.djvu/134
Ta strona została uwierzytelniona.