— Czy miałżeby pan mieć jakiegoś powodu dla tego?
— Mam powody. Pozwoli pan, że wyłuszczenie ich odłożę na później.
— Bon! Tak jak się panu upodobać chce. Ale jak będzie zapytywać o Winnetou, to jako kogo chce pan chcieć go uważać?
Przedstawimy Winnetou jako Somalijczyka, imieniem Ben Asra. — —
Usunąłem tedy główną trudność. — Pchnąłem posłańca do Zaghuanu i kazałem oznajmić wrzekomemu Hunterowi, aby przybył jutro przed asr do wioski Uneka, skąd nastąpi wymarsz.
Spędziliśmy z Panem Zastępów nader interesujący wieczór, którego opis pominę milczeniem, — ale zato, nazajutrz musieliśmy zrezygnować z jego towarzystwa gdyż obowiązki służbowe i zarządzenia pochłonęły go tak całkowicie, że nie mógł udzielić nam chwili czasu. Nie zobaczyliśmy go też przy obiedzie. Wnet potem wyjechaliśmy do Uneki, gdzie bej dokonał przeglądu wojska, które miało wyruszyć po modlitwie poobiedniej.
Wojsko było wyśmienicie zaopatrzone w rumaki, szable, dzidy i strzelby. Za moją poradą Krüger-bej prowadził kilka rączych wielbłądów, które w wielu okolicznościach mogły się nam bardzo przydać. Rozumie się, nie zbrakło również wielbłądów ciężarowych, dźwigających żywność, amunicję, namioty i inne bagaże. Poza tem zaopatrzono każde zwierzę w skórzane miechy do wody. Wprawdzie droga biegła naogół wzdłuż
Strona:PL Karol May - Winnetou w Afryce.djvu/135
Ta strona została uwierzytelniona.