Strona:PL Karol May - Winnetou w Afryce.djvu/22

Ta strona została uwierzytelniona.

parsknął jak kot nad myszą, którą za chwilę połknie, i zapytał:
— Skąd pochodzisz?
„Bez wahania wyłożyłem całą prawdę, gdyż wszelkie kłamliwe słówko zamierało mi na wargach wobec tego oblicza.
— Wydajesz mi się dobrym ptaszkiem. Nie szkodzi — wyleczymy cię jako żywo. Mianuję cię chłopcem okrętowym. Tam stoi maat, któremu będziesz podlegał. Każde nieposłuszeństwo okupisz chłostą. A teraz marsz, fora stąd!
„Maat, którego mi wskazał, wyglądał srożej, niż kapitan. Wziął mię za ramię, pociągnął naprzód, wepchnął w ręce garnek z dziegciem i, mimo że pierwszy raz w życiu byłem na morzu, pokazał na zewnętrzną ścianę okrętu. Ponieważ się ociągałem, rozciągnięto mnie na desce i póty chłostano, aż nie starczyło sił do krzyku. Zaczęło mi się tak źle powodzić, jak nigdy dotychczas, a w moich ustach to chyba coś znaczy. Pożeglowaliśmy do Indyj Zachodnich, gdzie wymieniono ładunek na inny. Nie wypuszczano mnie z okrętu i nie pozwolono nawet rozmawiać z przybyszami z lądu. Z Indyj zrobiliśmy kurs do Bostonu, następnie do Marsylji, do Southamptonu i znów do Ameryki, do New-Yorku“
— Drogi panie, czemu pan pozwolił się dręczyć?
— Gdybym się przeciwstawił, zatłukliby mnie na śmierć.
Pah! Pan mnie nie zrozumiał. Na morzu —