Strona:PL Karol May - Winnetou w Afryce.djvu/83

Ta strona została uwierzytelniona.

— Wobec takiego przedstawienia sprawy, można tylko podzielać twoje zdanie. Ale czy możliwe są tak piekielne plany?
— Pomyśl o Harrym Meltonie, którego nazwałem szatanem. Opowiadałem ci o nim dosyć. Czy nie wymyślił równie, a nawet bardziej piekielnego planu i czy nie wprowadził go w czyn? Istnieją, pożal się Boże, ludzie, którzy posiadają tylko miano ludzi, a do takich należą trzej Meltonowie, — ojciec, syn i stryj.
— Masz rację! A zatem naszym obowiązkiem jest ratować młodego Huntera, o ile to jeszcze możliwe. Ala jak?
— Szybką akcją. Nie możemy liczyć na nikogo, nawet na władze. Musimy działać sami.
— A zatem jedziemy do Tunisu?
— Tak. Młodego Meltona mamy w garści w Aleksandrji. Przypuszczam, że nietrudniej będzie schwytać jego ojca.
— Musimy tylko działać roztropnie.
— Co się tego tyczy, sądzę, że nie trzeba być nawet szczególnie szczwanym. Wystarczy energja.
— Ale bez przychylności władz tuniskich niczego nie dopniemy.
— Władze nie odmówią żadnej grzeczności, skoro poproszę.
— Ach, — uśmiechnął się Emery — czy wypiłeś bruderszaft z władcą Tunisu, z Mohammed es Sadok baszą?