mo młodości, był już wyjątkowo szczwanym filutem.
Parowiec, którego oczekiwaliśmy, przybył z Palestyny. Z Aleksandrji miał się udać poprzez Tunis i Algerję zpowrotem do Marsylji. Zaledwie weszliśmy na pokład, zwrócił się do nas kapitan:
— To nie jest pasażerski parowiec, messieurs. Musicie panowie wrócić na ląd.
Teraz miało się okazać, czy kapitan był uprzedzony. I rzeczywiście, Hunter bowiem odparł:
— A nie przyjmie pan pasażera, który nazywa się Hunter?
— Hunter? Czy to pan?
— Tak.
— W takim razie może pan jechać, gdyż polecił mi pana Kalaf Ben Urik. Ale mówił tylko o panu, nie nadmienił zaś o jeszcze innych pasażerach.
— Ci panowie są moimi przyjaciółmi. Kalaf Ben Urik nie wiedział, że się do mnie przyłączą. Będzie jednak panu niezmiernie wdzięczny, jeśli i dla nich znajdzie się miejsce.
— Musiałbym ograniczyć siebie, a także pierwszego oficera, gdyż byłem przygotowany tylko na przyjęcie pana. Ale uczynię to dla Kalafa Ben Urik i zabiorę wszystkich panów.
Francuski kapitan utrzymywał więc stosunki z tuniskim kolorasim. Zdawało się, że ten kolorasi wogóle nawiązywał stosunki, których nie wymagało bynajmniej jego służbowe stanowisko, i obrabiał rozmaite interesy,
Strona:PL Karol May - Winnetou w Afryce.djvu/90
Ta strona została uwierzytelniona.