— Tak.
— Widziałem nader bogatego pana, z pochodzenia Niemca, który nazywał się Jaeger. Był dostawcą wojskowym i zmienił nazwisko Jaeger na Hunter.
— To był mój ojciec! Znał go pan?
— Właściwie nie znałem. Raz jeden byłem mu przedstawiony. To wszystko.
— Gdzie? Kiedy?
— Niestety, nie przypominam sobie. Prowadząc tak ruchliwe życie, łatwo się zapomina o szczegółach. Musiało to się stać w każdym razie u jakiegoś znajomego kupca.
— Zapewne. Ponieważ nie znał pan ojca bliżej, nie wiesz chyba, że już nie żyje?
Teraz strzelił bąka, co się zowie! Nie omieszkałem podstawić mu nogi, pytając:
— Nie żyje? Umarł? Kiedyż-to, Mr. Hunter?
— Przed trzema miesiącami.
— Przebywał pan wówczas na Wschodzie?
— Tak.
— Czy posiada pan rodzeństwo?
— Nie.
— Powinieneś więc natychmiast wrócić do domu! Takiej spuściznie nie pozwala się długo czekać.
Zarumienił się i zmrużył powieki. Połapał się poniewczasie. Aby naprawić niezręczność, oświadczył:
— Dopiero przed kilkoma dniami otrzymałem wiadomość o śmierci ojca.
Strona:PL Karol May - Winnetou w Afryce.djvu/94
Ta strona została uwierzytelniona.