Chwalmy więc Boga, wyśpiewując mile, * Że nam pozwolił dożyć czerstwej chwile, * Takiego wesela czasu, wpośród ucisków tarasu, * Życia naszego, życia naszego.
Wraz się zebrali cni pastuszęta, * Pędzą na pole swoje bydlęta, * Nakarmiwszy, napoiwszy * W domu jagnięta.
Dzień cały pasząc popowracali, * Trzody do szopy pozawierali; * Dla barana wiązkę siana * W kącie schowali.
Krowom, cielętom paszy zadano, * By wystarczyło do jutra rano; * Stare woły do stodoły * Pozaganiano.
Sami na szopę powyłazili, * By sobie wywczas tam uczynili, * Spoczywając, zasypiając, * W pogodnej chwili.
Bartka na ziemi tak pchły kąsały, * Że mu bynajmniej zasnąć nie dały; * Przykrzy sobie, ciało skrobie * Przez niemały.
Porwie się nagle, wziął gurmaninę, * Stawia do brogu wielką drabinę, * By miał czasu do wywczasu * Jedną godzinę.
Wylazłszy na wierzch, oczy otworzy, * Chociaż go bardzo sen nocny morzy; * Ugląduje, upatruje, * Co się tak sroży.
Przetrze powieki, aż owo w porze * Światło się świeci, blizko przy górze: * Wstawaj Maćku i ty Jacku, * Wilcy w oborze.