Wstawszy pasterz bardzo rano, * Wyszedł z budy, wlazł na siano. * Boć go czczyca [1] zdejmowała, * Jaka przedtem nie bywała.
Czeka długo, czeka mało, * Co się w polu będzie działo; * Strach go zewsząd obejmuje, * Bo śpiewanie z nieba czuje.
Porwawszy się, poszedł w pole, * Szukając tam w onym dole, * Skąd się śpiewy dobywały, * Jakie przedtem nie bywały.
A tak sobie przechadzając, * Z podziwieniem rozmyślając, * Pojrzy w górę: aż Anieli * Pod niebiosy są weseli.
Pokój ziemi ogłaszają, * Chwałę Bogu powtarzają: * Że zbawienie oglądało * Pożądane wszelkie ciało.
Wraca prędko * z tej doliny, * I od bydła do drużyny, * Chcąc oznajmić, co się stało * Po północy nim świtało.
Lecz ich słyszy z Aniołami, * Krzycząc w polu pod niebami: * Bieży do nich już weselszy, * Ażaście tu najmilejsi?
Braciszkowie moi mili! * Nie miałemci takiej chwili, * Jaka się tej nocy stała, * Z czego radość ziemia brała.
Panna Syna cudownego, * Porodziła niebieskiego: * Boża piękna i lilia * Zbawiciela nam powiła.
Dziś pasterze wykrzykają, * Piękne głosy nam wydają; * Grają
- ↑ Tęskność.