piętrach, po dachu, * To ogień zaraz zgaśnie od samego strachu.
NIEMIEC.
Pól nocka bila, gdy się zjafila * Straśni, jaśni lona przi dolina; * Ja
pacić pilnie ze strakiem silnie, * Mie się zdal, iż gorzal kalupina; * Zafolam na sfego mój kamrat trukiego, * On mial ślaf bardzo fielkiego; * Ja przidzim i krzicim abi fstafofal, * Bi fizial ten fajer a ufasiofal; * A ten się nie rusić, ani glóf podnosić, * Ślaf tengo.
Mial ja krubego f ręka sfoiego * Kija, szo mój fól bil zaganiofal, * Ja już zli bila, bi udezila * Tego fielki spioka, bi fstafofal; * Ja podnieść mój kija, na falda pziklija, * Mój kamrat prenko na noga, * Krzicial on, lej; jej, jej, mejn liber bruder, * Jak mnie coś ugriziol bez mego pluder, * Juź śpuchnul mój ciała,
maszyer na fala, * Nicht ślafen.
Mófim nie krzicić, bi poślą fizić * Ten lony jak fajer tak fielkiego; * On pita szo jest? a gdzie ten strak jest? * Nu puć tu z kalupa, ujziś jego. * I pacim na góra, fidzim ciarny kmura, * A f środki jaśni liskanie: * Tam siezial Aniolki, na nas kziciala, * Abi mi tam posiedl, kędy goziala, * Pofitać Panica, bil z neba dziedzica, * A prenko.
Posledlem z Franckiem, z majn klajnem peskiem * I prenko i nagła mi biegali; * Fizim pagurka, przi nim kalupka, * Którego jak budka tak bil mali; * Iść mi tam nie śmia-