było w obłoki * Proroków sięganie!... * A Tyś przyszedł na me ręce * Do tej lichej szopki; * Niechże pierwsza Twe dziecięce ucałuję stopki.
Od początku Ci ten padół * Daje się we znaki: * Wiatr przez szpary zimny zadął... * Pójdź, pójdź w powijaki. * Nie obejmieć niebios wieczko, * Ni ziemi krawędzie... * A matuchna w płócieneczko * Powijać Cię będzie.
Pozwól mi się spowić rączko! * Ty, której potęga * Widna w słonku i w miesiączku, * I w otchłanie sięga. * A nie brońcież się paluszki, * W których okrąg ziemie, * Na kształt listka, albo muszki * Lekuchne jest brzemie.
Pójdź w powijak piersi Boża, * Która mocą swoją * Rozhukane trzymasz morza, * Że w granicach stoją; * Podaj mi się i ty przecie * Nóżko, co po światach * I po ognistych słońc grzbiecie * Stąpasz, jak po kwiatach.
Nim zaniosę cię do żłobu, * Położę na sianie, * Daj popieścić się ze sobą, * Niebieskie kochanie! * Pozwólcie się w pocałunku * Tknąć usta różowe, * Których słowo bez frasunku * Kładło słońc osnowę.
Po krainach ludzie płaczą... * Ale płacz ustanie, * Zbawiciela gdy obaczą... * Śpij więc, śpij, kochanie!
Spowitego Jezusa Matka Boska niesie do żłobu. Garść siana podściela pod spód i po bo-