Strona:PL Karol Miarka - Kantyczki 02.djvu/080

Ta strona została przepisana.

jałmużną, * Którą Bóg mi da za nic, * Z miłosierdzia bez granic.

(Umilkł na chwilę. Tymczasem Matka Boska rzekła sama do siebie):

Wyraźnie to coś będzie, * Z tych słów moich w kolędzie: * Kto czyni jałmużnę, * Temu niebo jest dłużne.

(Żebrączka milcząc, nadstawia torbę i znów chce się schronić do kącika, ale król Baltazar ją zatrzymuje i mówi):

Moja żona jest chora, * Przy niej córka już spora * Pozostała, i dziatki * Drobne strzegą też matki. * Wszyscy rzewnie płakali, * Gdy mnie w drogę żegnali, * Że nie mogą iść ze mną * Na zabawę przyjemną * Z Mesyaszem w stajence. * Łzami rosząc mi ręce, * Wśród gęstego całusa * Prosili, bym z Jezusa * Zdjął choć jaką szmateczkę; * A nie, to choć niteczkę * Z powij aka uzyskał. * Bogu łzybym wyciskał, * Nowe, gdybym z płatuszków, * Co mu i tak paluszków, * Nóżek objąć nie mogą, * Wziął co; rzeczą też srogą * Poczytałbym, dla nitki * Znów rozwijać te zwitki, * Co tak zręcznie Marya * Dziecię niemi obwija; * Nie pozwolę więc sobie. * Lecz ja lepszą rzecz zrobię ... * Chciałbym... a gdy nie mogę * Boga z żłobem w swą drogę * Wziąć ... inaczej zaradzę ... * W mój dom ciebie wprowadzę * Udręczona sieroto, * Przebolała tęsknotą ! * Chora żona i dzieci, * Wszystka świta się zleci. * Nie widzieli we żłobie * Boga... ujrzą Go w Tobie; * Powiem: oto Go macie! * Ni w bogatszej jest szacie, * I