Ktoć asystent ukląkł społem, * Parą grzeje osieł z wołem, * Szczera nędza z Tobą się brata.
Przyjmę ja Cię, Panie, masz u mnie mieszkanie, * Uścielę Ci w sercu mem łoże, * Lecz próżno go raję, mam w nim złości zgraję, * Jakże się pomieścisz? miły Boże, * Uprzątnąćby trzeba zbrodnie, * Abyś spoczywał swobodnie. * Któż w ciężkości duszy pomoże?
Więc do Ciebie wołam, boć ja sam nie zdołam, * Przyjmij moje westchnienie, * Niech Twe łzy obfite, zlewają sowite * Łask niebieskich strumienie, * Niechaj zmyją winy moje, * W czyste, Chryste, wnijdź pokoje, * Witaj gościu, wszystkim zbawienie.
O Jezu, nasz Zbawicielu, jedyny Odkupicielu, * Przed wieki z Ojca zrodzony, z Matki w czasie narodzony, * O Jezu.
Śliczna Ojcowska jasności, nadziejo ludzkiej słabości, * Skłoń uszy Twe litościwe, na prośby nasze troskliwe, * O Jezu.
Wspomnij Zbawicielu sobie, żeś naszej ludzkiej osobie, * Równe ciało wziął z rodzice, niepokalanej Dziewice. * O Jezu.
Toć dzień Twego narodzenia, do wszego mówi stworzenia, * Żeś nam z tronu Ojcowskiego, przyszedł dla stworzenia Swego. * O Jezu.
Przetoż dziś niebo wykrzyka, wesołość z morza wynika, * Ziemia