Od sioła jeździ do sioła —
O każdej wioszczynie pamięta,
Nabywa, co tylko może:
Gęsi, barany, cielęta.
A ciągle, wracając do domu,
Już po zachodzie słońca,
Jak będzie w Jeruzalemie,
Marzy i marzy bez końca.
Nabywa cielęta, baranki,
Skóreczki kocie, zajęcze,
A ciągle w swe Jeruzalem
Wytrzeszcza ślepia, jak w tęczę...
Wybierze tam się niebawem
Już o najbliższej wiośnie,
Lecz wprzódy syn jego Josek
Niech jeszcze trochę podrośnie.
Karczemkę mu piękną zostawi,
To jeszcze tylko ma w głowie,
Albo też jatkę porządną,
Ha, może w samym Krakowie.
A potem, a potem, a potem, —
Od czego tęgie ma ciemię, —
Wykąpie się w świętej mikwie
Już w samem Jeruzalemie.
Bądź zdrów mi, bądź zdrów mi, bądź zdrów mi,
Ty nowotarski szlabanie!
Z twej babilońskiej niewoli
Szaja się wydostanie.