Najwyżej, jak mi nadmienił
Jest Nowy Targ mu znajomy,
„ „Bo“, mówi „są do niczego
Wszystkie zajezdne domy.“ “
Ma i on na swem sumieniu
Różne przewiny i zmory:
Krowę skradł komuś w Szaflarach,
Ale z otwartej obory.
Ma też na sobie, mój Boże,
Kilka baranów i owiec,
Lecz tylko takie, co z strąg swych
Rozbiegły się na manowiec.“
„A cóż on też myśli, gadajcie,
O skarbach kościelnych, dba-ż o nie?
Są grosze zebrane w niedzielę
W niejednej drewnianej skarbonie.“
„Nie trwóż się, nie trwóż, mój bracie,
Dla niego to „ „licha robota.“ “
Nie pójdzie do żadnej Padwy
Po wasze złociste wota.
Lubią rzezimieszkowie
Szwendać się dziś koleją,
Lecz mego do twojej Padwy
Wiatry, snać, nie zawieją.
Miał, zresztą, dobrą naukę
O tam, w gnieźnieńskiej katedrze:
Myślał, że nawet Wojciecha
Z klejnotów jego obedrze.