Prawda, lat przeszło sześćdziesiąt
Służyłem Ci, Jezu, zbyt wiernie:
Nieraz i palce-m poranił,
Gdym z kurzu omiatał Twe ciernie.
Lecz za to nie myślę o żadnej
Choć zasłużonej nagrodzie:
Spełniłem swój obowiązek,
Acz lepiej, niż dziś to jest w modzie.
Ale Ci jestem wdzięczny
Za Twoją grzeczność, o Panie,
Że umiesz mnie, starowinie,
Okazać podziękowanie.
I to mówięcy, odrazu
Do jego się twarzy przytulę:
Jeszcze żadnego policzka
Nie całowałem tak czule.
O, raduj się, Panie Jezu,
Wiernego masz druha we mnie,
Lecz Chrystus się nie raduje,
Widzę, że wołam daremnie.
Wiem już, dlaczego-ś smutny,
Chciałbyś kropelkę wina;
Na Jana, mojego patrona,
Przychodzi tu pić cała gmina.
Jeno, że ja się już nigdy
Rozumu nie nauczę:
Lat służę przeszło sześćdziesiąt,
A nie wiem, gdzie ksiądz chowa klucze.