Miał swoje wady, a zasię
Ta się największą zdawała:
Niedużo w nim było z biskupa,
A wszystko z generała.
To też, gdy machnął kropidłem,
Wnet niejednemu chłopu
I babie wypłukał głowę
Strugą świętego hyzopu.
Dla wszystkich ludzkich słabości
Był pobłażliwy wielce,
Choć wiedział, gdzie staną baranki,
A gdzie zaś kozły-wisielce.
Lecz gdy niecierpliwości
Już opanować nie zdoła,
Za kołnierz chwyta grzesznika
I wyprowadza z kościoła.
Gryzło się młode małżeństwo.
O Ty Panienko Anielska!!
On do harapa i djabła
Harapem wypędza im z cielska.
Ogromnie był przywiązany
Do starej drewnianej świątyni
I do tych lip, co od wieków
Cicho szumiały przy niej.
Zdarzyło się wielkie nieszczęście.
Kościół się zajął! — O, lęku!
Kanonik przy wielkim ołtarzu
Stanął z monstrancją w ręku.