Strona:PL Kasprowicz - O poecie.djvu/40

Ta strona została przepisana.

dzieje własnego żywota olbrzymiemi głoskami wpisać niejako w księgę wszechświata. W Ameryce nie mieliśmy dotąd geniusza, coby okiem tyrana rozpoznał wartość naszego nieocenionego materyału, coby wśród barbarzyństwa i materyalizmu tego świata ujrzał inny karnawał tych samych bogów, którego obraz tak podziwia w Homerze, a który powraca w wiekach średnich i w kalwiństwie. Banki i taryfy, dzienniki i posiedzenia klubów, metodyści i unitaryusze będą tylko w oczach tłumu płytkiego zjawiskiem jałowem i płytkiem, spoczywają bowiem na tym samym podłożu cudownym, na którym stała Troja i świątynia delficka, tak samo też prędko przeminą, jak one. Nie opieśniano dotąd naszych taktyków politycznych, naszych mów wyborczych i agitacyi, naszego rybołóstwa, naszych murzynów i Indyan, naszych statków, złośliwości naszych rzezimieszków i miękkości serca naszych poczciwców, handlu Północy, plantacyi na Południu i karczunków na Zachodzie, nie opiewano dotychczas Oregonu i Teksasu. A jednak w naszych oczach Ameryka jest poematem, geografia jej oślepia naszą wyobraźnię, nie będzie też potrzebowała długo czekać na swoje metra. Ale podobnie jak nie mogę śród mych ziomków odnaleźć tego prawdziwego skojarzenia darów, którego szukam, tak samo przeglądając Chalmersa autologię poetów angielskich z ostatnich pięciu wieków, nie mogłem znaleźć urzeczywistnienia idei poety. Są raczej ludzie utalentowani, aniżeli poeci,