pońskich, na Indyach wschodnich długo chrześcijany prześladował i wyganiał; a potem Pan Bóg twardość serca jego, gdy widział wielkie cnoty chrześcijańskie, zmiękczył, iż wolnego kazania ewangieliej w ziemi swej dopuścił. Synowiec jego, którego po sobie na swoje miejsce i państwo naznaczył, mawiał często: „Dziwują się, iż mój stryj chrześcijany prześladuje, gdyż zakon ich tak pilnie wiernego ku panom swoim posłuszeństwa poddanych naucza,“ rozumiejąc, iż tą taką nauką i wiarą katolicką nie tylko ubliżyć się panowaniu świeckiemu niema, ale się też i pomoc wielka do niego czyni.
A k’temu do cnót świętych z nieba pomocy heretycy nie mają, bo odpadli od łaski i Ciała Chrystusowego i sakramentów jego, przez które wielką do cnoty ludzie pomoc z nieba biorą. Zostają tedy jako ogród bez wody i rola bez deszczu, rodzić owoców dobrych nie mogą[1]. A katolicy jako różdżki przy winnym żywym i słodkim korzeniu zawżdy rodzić dobre święte obyczaje, którymi się rzplta zatrzymawa, mogą.
Nakoniec to się przydaje, iż natury heretyckie, będąc srogie i na krwie ludzkiej rozlanie okrutne i skwapliwe, towarzystwo ludzkie rozrywają, a katolickie natury, będąc łaskawe i ciche, lepiej towarzystwu ludzkiemu służą i ono spajają.
- ↑ Jon. 15.