niech czyni, co się jemu podoba.“ Za lud, prawi, nasz i za miasto Boże. Dwie go te rzeczy śmiałym na wojnę czyniły, gdyż nie dla korzyści, ani dla swej sławy, ale dla bracie] swojej i dla chwały Boga swego na ostre żelaza nieprzyjaciół nacierał.
Patrzmy na onę parę świętych młodzieńców, na Neemiasza i Zorobabela, jako dobre ojczyny swej i rzpltej nad wszytkie swoje dobra przekładali i onych dla niej radzi odbiegali. Neemiasz[1], będąc poimany w niewolą babilońską, utraciwszy z ludem swoim ojczyznę miłą, od nieprzyjaciół zburzoną, do takiego szczęścia przyszedł, iż u króla Artaxerxa, którego poimańcem był, podczaszym został. — I gdy mu wino podawał, rzekł mu król: „Czemuś tak smutny, chorym nie będąc? Nie darmo to, coś złego jest w sercu twojem.“ A on, przelększy się, rzekł: „Królu, żyj na wieki! Jako ja smutnym być nie mam, gdyż dom, miasto pogrzebów ojców moich, spustoszało i bramy jego ogniem są popalone.“ I rzekł król: „A o cóż mię prosisz?“ Mógł namilszy młodzieniec prosić o pożytki i pociechy i czci swoje, ale wszytkiego swego szczęścia odstępując, o naprawę ojczyzny swej prosił, w tem nawyźsze swoje pociechy kładąc, gdy nie jemu, ale wszytkiemu ludowi, braciej jego, dobrze się dziać miało. Obyście takie serce ku ojczyźnie mieli, a za własnymi
- ↑ 2. Esdr. 2.