uszanowany być ma. Ty, Wacku, który pannę ze dworu za żonę bierzesz, i ty, Wicku, który wojewodziankę zaślubiasz, do bogactw, jakie wam małżonki wasze przyniosą, niewiele-byście dodali ze spadku po mnie. To też wam, synaczkowie moi, nic nie zostawiam, a młynek, pólko i winnicę Grzesiowi zapisuję, który ani wojewodzianki ani panny ze dworu wziąć sobie nie potrafił.
— A królewna, tatusiu? — zawołał Grześ. — O! słysycie: tur-tur-tur! złota karoca jedzie a w niej ślicnotka moja.
Rzucą się bracia do okna. Patrzą. Dawny śmiech ich porywa i nadzieja, że ojciec rozfuka się na głupiego Grzesia za wybór podobny.
Zajechał wóz drabiniasty, skrzypiący, a z niego wysiada baba im znajoma, kaszle, stęka i do Grzesia się zbliża. Wicek i Wacek duszą się od śmiechu, a stary patrzy na wóz, przez kulasa ciągniony, i prawi:
— Karoca! złota karoca! a sześć koni ją ciągnie!
Przypatruje się babie kaszlącej i szepce:
— Śliczności! niczem różyczka przy niej, niczem lilijka i fijołek! a tak mówi, jakby na skrzypeczce grała!
Grześ zaś zwraca się do ojca i braci, i prawi:
— Zonecka moja!
Opadła chusta czerwona i korona papierowa, a zdumionym oczom braci pokazała się śliczna postać królewny; wóz w karocę się zmienił, koń-kulas w zaprząg paradny, a na dworze muzyka zabrzmiała, jakiej nikt dotąd jeszcze nie słyszał. Uradowany ojciec przytulił do piersi swojej Grzesia i śliczną synową, a do Wacka i Wicka zwrócił się i rzekł:
— Śpieszcie, synaczkowie!... ty po pannę ze dworu, a ty po wojewodziankę z murowanego pałacu. Trzy wesela wyprawię!
Wicek i Wacek nie ruszyli się krokiem, jeno sponsowieli ze wstydu i słowa wymówić nie mogli.
— Co wam, synaczkowie? — pyta ojciec.
Strona:PL Kazimierz Gliński - Bajki (1912).djvu/103
Ta strona została uwierzytelniona.