Bać się będą go zwierzęta,
Krzyczeć przez sen niemowlęta.
»I, rycerzu nasz, bądź pewien,
»Że najpiękniejsza z królewien,
»Nie władnąca wcale sobą,
»Do ołtarza pójdzie z tobą«.
Ale — o, dziwo! — im bardziej »Niepokonany« ;zbliżał się do lat męskich, im niżej mu się kłaniali rycerze i nie rycerze, a coraz słodsze uśmiechy królewne przesyłały, tem bardziej unikał on tych uśmiechów, z rycerzami nie rad był się spotykać, a podczas igrzysk zaszywał się między spódnice i — to igłą dłoń sobie rozpruł, to oczy proszkiem gryzącym zasypał. Doszło do tego nawet, że gdy pewien książę zamorski stanął był w szrankach turniejowych i rękawicę mu rzucił, on pobladł bardzo, rękawicy rzuconej nie podniósł i wymknął się cichaczem z pola popisów rycerskich.
Oburzenie i zdziwienie było niemałe.
— Tchórz! — krzyknął książę i uciekającemu drogę zabiegł.
Ale »Niepokonany« wyminął go szybko, dając ostrogę w bok koniowi.
— Boisz się? — zawołał książę.
— Boję się — odpowiedział »Niepokonany« i uciekł do zamku swojego.
Zagrzmiały surmy i trąby, i wyrok królewski ogłosił zwycięzcą księcia zamorskiego, a król jegomość wnet wysłał posłów swoich do niepokonanego dotąd rycerza z groźbą srogą, że: jeżeli nie stawi się natychmiast na polu turniejowem i dobrej sławy swojej nie poprawi — rozkazuje: wręczyć posłowi metrykę chrztu rycerskiego, dary wszystkie, otrzymane niegdyś z rąk królewskich, przytem o mil sto okrążać dworzec królewski.
»Niepokonany« pokornie przyjął posła, metrykę wręczył,