Tarcza znów brzękła, brzękła po raz ostatni... Padła na stos czarny gałka biała.
Poruszyli się mężowie. Srom i gniew pali im policzki za bezczelną śmiałość rycerza, który, ostatnim będąc, białą gałkę rzucił.
— Ktoś ty, zuchwalcze? — krzyknęli oburzeni.
— Zajęcze serce — odpowiedział rycerz, hełm odkrywając.
— Więc idź i walcz! — ryknęli.
— Idź i zgiń! — zawył książę zamorski.
— Idź i zwyciężaj! — zadzwonił głos niewieści, królewny niegdyś, dziś pana zamorskiego małżonki.
»Niepokonany« skłonił się i wyszedł.
Cisza... przerażająca cisza...
Ha! co to?
Szczęk mieczów słychać, rżenie rumaków, szum, jakby burzy dalekiej, huk, jakby bicie piorunów. Ziemia drży, drgają posady gmachu królewskiego; gwar, zamęt, straszliwe sił jakichś mocowanie się.
Wtem trąby ryknęły, surmy zagrzmiały pieśń tryumfu... ale — czyjego tryumfu?
Nie sposób stać i czekać końca świata. Opuszczają podziemia wiecownicy, poprzedza ich królewna. Wybiegają na gród... Patrzą — i oczom nie wierzą.
»Niepokonany« rozgromił pułki królów siedmiu; porwał za sobą rycerzy wahających się i wyparł z granic ojczyznny swojej wojska najezdników. Sto tysięcy trupa położył, sto tysięcy jeńców w kajdany zakuł i, krwią oblany, ranami usiany, staje przed tronem króla i tłumu zdziwionego.
— Co to znaczy, co to znaczy, rycerzu mój? — król pyta, zgarniając pod stopy swoje sztandary zdobyte. — Ileż to ty serc masz w piersi swojej?
— Jedno tylko, królu mój miłościwy — odpowiedział »Niepokony« — o nazwach tylko dwóch. Zajęcze — gdy idzie
Strona:PL Kazimierz Gliński - Bajki (1912).djvu/126
Ta strona została uwierzytelniona.