jemnością ślicznym obrazkom się przypatrywał. Wielką wojnę odłożono, dwór się opróżnił, w którym jeden tylko król pozostał i błazen jego, Pieś, stary i brzydki, jak siedem grzechów śmiertelnych.
Długo, długo nie wracali rycerze: widocznie, że dobrze im się tam działo. Ale i przeciwnie być mogło: Białka i Śpiewna, pewne piękności swojej, może przebierają, jak wróble w maku, a rozkochani wojacy rozwiązują nici splątane, w powietrzu rozbierają kapłony i serenady śpiewają. Bądź co bądź, ta ich przedłużająca się gościna podrażniła pięknego króla, że niecierpliwić się trochę i fukać zaczął.
— Piesiu! — do błazna raz się zwrócił. — Wiesz, co mi się roi?
— Wiem, miłościwy panie!
— Jakim sposobem?
— Bo nasze myśli niedaleko od siebie odchodzą.
— Ciekawym! — król się zaśmiał.
— Chce się waszej królewskiej mości do córeczek wdowy pojechać.
— Zgadłeś! — zawołał uradowany młodzieniec.
— Udamy się więc razem — rzekł Pieś — tylko przemienić się musimy: ja — królem, a wasza wysokość — błaznem zostanie.
— Ot, koncept! — oburzył się trochę młody władca.
— Wielkiej różnicy nie będzie — uśmiechnął się błazen.
— Nie, tego nie zrobię! Ty sobie, jeżeli chcesz, królem zostań, ja zaś wieśniaczą wezmę sukmankę i Bartkiem się nazwę.
— Jak wola! — mruknął Pieś. — Jeno może być wypadek brzydki.
— Jaki? — spytał król-Bartek.
— Król, choćby garbaty był, jak ja, i niby brzydki, jak ja, zawsze przed Bartkiem pierwszeństwo mieć będzie. A tym-
Strona:PL Kazimierz Gliński - Bajki (1912).djvu/133
Ta strona została uwierzytelniona.