Strona:PL Kazimierz Gliński - Bajki (1912).djvu/134

Ta strona została uwierzytelniona.

czasem, kto wie?... może waszej wysokości Śpiewna lub Białka się podoba.
Młody pan zaniepokoił się.
— Tem lepiej! — rzekł po chwili... i szeptem dokończył:
— Nie oszuka się serce, jeżeli szczerze pokocha.
Ruszyli w podróż.
Tymczasem w chacie wdowinej gwarno, jak w ulu. Ten grajków, tamten wędrujących śpiewaków sprowadza; huczą bębny, dzwonią harfy, skrzypki zawodzą, uboga chatyna zmieniła się w jakieś narzędzie śpiewne, a mai się od kwiecia i zieleni, niby na Zielone Świątki przebrana. Hulają rycerze, skaczą dziewczęta, piosnka za piosnką goni, żart za żartem. Z ucha do ucha biały czepiec jeździ na siwych włosach matki-wdowy, taka ją radość rozsadza.
Ze wszystkich jednak młodzieńców tylko Przegoń wpadł w oko Białki. Śpiewna żadnego z nich dotąd nie wybrała. Nie przydały się namowy matki, docinki starszej siostry: nie rozbudziło się jeszcze serduszko w piersi dziewczyny, a, nie kochając, sprzedać się, najbogatszemu nawet rycerzowi, nie chciała. Tymczasem odbyły się zrękowiny Białki z Przegoniem i szyto już suknię ślubną, na którą pięknego jedwabiu Przegoń dostarczył. O klejnotach już nie mówić — garncami zbieraj! Białka nie posiadała się z radości, cieszyła się z powodzenia, na młodszą siostrę zaczęła z góry patrzeć, a zbiedzoną matkę pocieszała słowami zgryźliwemi:
— Nie trwóż się, matka! Śpiewna na królewica czeka... Zmądrzeje, gdy rutkę siać zacznie, a wtedy ja, będąc już żoną Przegonia, choćby o organistę postaram się dla niej. Znajdę też i dla ciebie kącik stosowny, pani matko!
Ścisnęło się serce matki, ale cóż jej odpowiedzieć mogła?
Aż oto dnia pewnego pozłocista karoca zatoczyła się przed dwór wdowy. Wszystkie trzy kobiety skoczyły do okna, a Białka krzyknęła: