i pani Komnacka się znajdzie i raz się już dowie, jako ludziom wszystkim obrzydła, co zamierzają uczynić i jakie może nieszczęście ją spotkać, albo: jeżeli groźby i prośby na nic, to jakiej zapłaty zażąda, by raz wreszcie ustatkować się zechciała.
Zebrali się tedy u księdza proboszcza i panią Komnacka poprosili. Przyszła, a jakże! w biały czepiec ubrana, w spódnicy szeleszczącej, z zawieszonymi koralami na szyi pomarszczonej a żółtej, jak wosk. Nikt przy niej siedzieć nie chciał, bo stara wiedźma tabaki zażywała i pchała ją w nos garściami całemi, a było w co pchać, bo nos był, niczem puzdro dziedzica, gdzie grosze po dobrym urodzaju sypał. Przy proboszczu zajął miejsce organista, który także miał nos duży i czerwony, jeno od gorzałki. Po drugiej stronie księdza gospodarze zasiedli, dalej gospodynie, dziewuchy i parobczaki, między którymi Jontek przewodził, chłop na schwał, do tańca i do różańca, że uśmiechały się do niego dziewoje, a gospodarze, mające córki na wydaniu, mówili: »Gdyby to Jontek chciał a wziął ciebie, Basiu czy Kasiu!« — Ale Jontek upornie się trzymał, wiedząc, że straty żadnej nie poniesie i najpiękniejszą dziewuchę weźmie, gdy zechce. Usiadł tedy za stołem, wąsiki kręci i patrzy i widzi, jako się do niego wszystkie usta uśmiechają, bo ni urody takiej, ni siły, ni gruntu tyla, co on, żaden z młodzieńców nie miał. Naprzeciw Jontka pani Komnacka usiadła i świdruje go oczyskami, a raz wraz w lipowe pudełeczko stuknie i tabaki zażyje.
Gdy już zebrali się wszyscy, a naradę rozpocząć potrzeba było, ksiądz proboszcz, jako że nie był leciwy, starszym od siebie gospodarzom pierwsze słowo zostawił; ale, że to z panią Komnacką do czynienia się miało, ten i ów w głowę się podrapał i, choć zawsze wymowny był, dziś chrypy dostał. Baby może i odważyłyby się coś nie coś powiedzieć, bo już im się ckniło tak bez gadania siedzieć, ale, że nikt do nich się nie zwracał, milczeć musiały, tembardziej dziewuchy i parobczaki,
Strona:PL Kazimierz Gliński - Bajki (1912).djvu/143
Ta strona została uwierzytelniona.