Razu pewnego zobaczyła stara sekutnica pudło jakieś żelazne pod łóżkiem Jontkowem. Zaciekawiona, obie ręce wyciągnęła do niewidzianego dotąd przedmiotu.
— Nie tykaj! — krzyknął Jontek.
Baba odskoczyła, przestraszona.
— A co to takiego, Jontku? — spytała.
— Stary godzinnik po pradziadku.
— Gra?
— I śpiewa — dodał Jontek.
— A bije?
— Ojej!
— Nakręć go!
— Klucz gdzieś zadziałem.
Baba znów ręce wyciągnęła.
— Nie tykaj!! — wrzasnął Jontek.
Pogroził palcem pod nosem zatabaczonym i dodał:
— Ani mi się waż poruszyć, spojrzeć nawet na tę pamiątkę po pradziadku!
Ani się waż!... Łatwo powiedzieć, a tu ciekawość żarem piecze.
Dotąd na krok nie odstępowała Jontka, teraz wyprawiła go z domu, by dla zdrowia przeszedł się sobie po polu. Jontek wyszedł, ale za drzwi się skrył, bo domyślił się, że baba nie strzyma i do pradziadowskiej pamiątki zajrzy.
Tak się i stało.
Wyciągnęła pudło, klucz znalazła, a biorąc go do ręki, rzekła:
— Głupi chłop! dyć przy pudle wisiał.
Zaczęła nakręcać godzinnik, chcąc posłyszeć, jak śpiewa, gra i bije.
Kręci — i słucha.
— Cyk-cyk, cyk-cyk!...
Iść zaczyna, ale muzyki i bicia nie słyszy.
Strona:PL Kazimierz Gliński - Bajki (1912).djvu/146
Ta strona została uwierzytelniona.