Jasio już spał.
Obudziła go rosa zimna, z której otrząsały się drzewa, zbudził strzał słońca, które złotym prysnęło promieniem, rozdzierając lasu gęstwinę. Jasio sam nie wiedział: iść czy zostać, tak mu dobrze było w tym lesie rozpachnionym i rozzłoconym. Lecz głód mu dokuczał, trzeba go było zaspokoić. Umył się zimną rosą, leśnemi jagodami posilił i poszedł naprzód. Obojętne mu już było, czy macocha czeka na grzyby złote czy nie: on wie, że do niej już nie wróci.
Las zrzedniał, wązki strumyk nicią srebrną przedarł dolinę, po której trawach puszystych chodził bocian krokiem poważnym. — »Klek-klek!« — zaznajomili się odrazu i przyjacielska zawiązała się rozmowa. Zadrżał ze zgrozy bociek, gdy się dowiedział, że gniazdo jego nie wichr zrzucił, lecz zła macocha strącić kazała. Coś zaklekotał i uniósł się w górę, nad doliną, nad lasem popłynął i choć zniknął, Jasio jeszcze długie, gniewne słyszał klekotanie bociana.
Pewnej nocy, gdy księżyc na niebie świecił, usiadł biedaczek nad brzegiem stawu, który napotkał w lesie, zrozpaczony, bezradny, nie wiedzący sam, co dalej robić z sobą. Mimo wszystko jednak lepiej mu było, niż w chacie ojcowej. Dookoła zielony las szumiał, ptaszki śpiewały, a żadne zwierzątko nie tknęło go dotąd. Wszystkie, które rozmawiać z nim chciały, odsyłał do chałupy macochy, nawet niedźwiedź o pasiece się dowiedział, a jako bartnik doskonały, postanowił cale inny ład w pszczelnictwie macochy Jasia zaprowadzić. Jasio cieszył się że tylu dobrych przyjaciół dał złej macosze, ale nie wróci do niej, nie wróci, choćby się przekonała, ile dobrego dla niej zrobił. Głodny był, to prawda! lecz czy on i tam nie bywał głodny? Tu przynajmniej nikt nie krzyczy, nie bije, jeno cicho, srebrzyście fala stawu o brzeg uderza i szemrze, i dzwon i wzdycha...
Gdy tak siedzi na brzegu zielonym i patrzy na fal igra-
Strona:PL Kazimierz Gliński - Bajki (1912).djvu/158
Ta strona została uwierzytelniona.