Codziennie obliczał kapitały swoje i zawsze mu było mało. Wzdychał, narzekał, głową kręcił, przymierał głodem, aby tylko mieć więcej. Utopione muchy w śmietanie oblizywał, a raz nawet oskrobał mysz, gdy w miodzie się utopiła.
Razu pewnego siedział u siebie w pokoju, w podartym szlafroku, papuciach dziurawych, i sarkał, że nie wszystko według jego myśli się dzieje.
— Źle, Panie Boże, świat ten stworzyłeś, o, źle!... Jabym to lepiej zrobił — mruczał.
Coś szasnęło za nim w kominie, i dał się słyszeć głos:
— A jak?
— Jak? — odpowiedział Kuba, nie zdając sobie sprawy z szeptu zasłyszanego. — Jak?
— Chciałbym wiedzieć, mości dobrodzieju! — znów dało się słyszeć.
— Jabym urządził tak, że nic, okrom pieniędzy, na ziemiby nie było, lub to tylko, co za dobrą gotówkę sprzedałbym zaraz. Miast strąków grochu, szczere perły byłyby u mnie w łupinie ze srebra; z kaszy jaglanej siekane bursztyny-bym zrobił, z ziemniaków brylanty, a w rubiny karczochy-bym przemienił, nawet kury, kaczki i indyki znosiłyby jaja złote; w rzekach zaś nie głupia woda, lecz kryształ roztopiony płynąłby, deszcz nawet przemieniłbym w dukaty, dopiero byłby plusk miły, aż mi oczy na myśl samą o tem z głowy na wierzch wyłażą... Źle, źle, panie Boże, świat stworzyłeś, o, źle!
— Szkoda, że ciebie się nie poradził — zaszeptało znów coś w kominie.
— Kiedy nie było mnie przy stworzeniu świata — odpowiedział Kuba.
— A gdzie-żeś był, kochanku? — padło pytanie.
— Dyabli wiedzą, gdzie!... i w tem bieda cała!
— Czy nie możnaby omyłki naprawić?
— Ba! — westchnął Kuba.
Strona:PL Kazimierz Gliński - Bajki (1912).djvu/168
Ta strona została uwierzytelniona.