Coś wylazło z komina i zbliżyło się do stołu, przy którym Kuba siedział. Czupiradło jakieś kosmate, pół psa a pół kozy, rzekło:
— Stanie się według woli twojej.
Powiedziawszy to, znikło nagle, tylko sadze w kominie się posypały.
Kuba głową pokiwał i szepnął:
— Majaki! majaki!... ale mógłby Stworzyciel mnie nasamprzód stworzyć i zapytać: co ty o tem wszystkiem myślisz, Kubo?
Że była już noc późna, Kuba spać się położył, i sen miał dziwny. Wyśnił mu się Pan Bóg, który przyszedł do niego i rzekł:
— Dowiedziałem się, że jesteś niezadowolony z dzieła mojego, Kubo?
— Coś nie coś wypadałoby zmienić — odpowiedział pytany.
— Co? jak? mów, dobrodzieju!
Kuba wypowiedział pragnienia swoje.
— Prawda twoja — odpowiedział Pan Bóg Kubie i na majestacie chmur purpurowych uniósł się w niebiosa.
Rano obudził się Kuba, wstał zaraz, szlafrok nałożył i w dłoń trzepnął, wołając:
— Kaśka!
Wbiegła dziewucha młoda, hoża, która była u Kuby i praczką, i szwaczką, i kucharką zarazem.
— Daj mi dziś na śniadanie jajko na miękko! — rzekł.
Kaśka zakręciła się i wybiegła. Po chwili powróciła z jajkami, ale dziwnie głową kiwała.
— Co tak makówką kręcisz? — Kuba spytał.
— Okrutecnie ciężkie — odpowiedziała, kładąc na miseczkę dwa jajka, soli szczyptę i masła odrobinę.
Kuba wziął jedno jajko w palce i opuścił na ziemię.
Strona:PL Kazimierz Gliński - Bajki (1912).djvu/169
Ta strona została uwierzytelniona.