Trzasnęło, jak rzecz wagi dużej, ale nie roztłukło się wcale, co niemało zdziwiło Kubę, a jednocześnie radosnem napełniło go niepokojem.
— Czyżby? — mruknął.
Podniósł, z łupiny obrał i na cały głos krzyknął:
— Złoto!
Słysząc to, Kaśka do drugiego rzuciła się jajka, które nietknięte jeszcze na miseczce leżało, ale Kuba ją precz odtrącił. Tym razem jednak Kaśka powolną nie była. Zaczęła się kłótnia, później bitwa, z której Kuba okrutnie poturbowany wyszedł, ale za wygraną nie dał. Porwał za stołek i w łeb Kaśkę nim grzmotnął. Kaśka chwyciła za lichtarz... Świst, trzask!... lichtarz ominął Kubę i palnął w duże zwierciadło, które na kawałki się rozpadło. Kuba wściekł się, bo szkoda mu było zwierciadła pięknego, a widząc Kaśkę chwytającą za przycisk marmurowy, porwał drogocenny kałamarz bronzowy i odparował cios groźny. Oba pociski spotkały się w powietrzu, grzmotnęły o siebie i w drzazgi się rozsypały, okruchami marmuru i bronzu tłukąc serwis porcelanowy, na kredensowym blacie stojący. Skoczyli tedy do siebie, jeno Kuba w poduszkę, a Kaśka w pierzynę się zaopatrzyli. Poduszka pękła, pierzyna się rozdarła, a śnieżny puch łabędzi zaczął się unosić po izbie.
— Łapaj! — wrzeszczał Kuba, stratą przerażony, ale Kaśka otworzyła okno z takim impetem, że wszystkie szyby wyleciały, a wiatr gospodarować zaczął i wydmuchiwać puch drogocenny. Kuba darł się w niebogłosy, Kaśka piszczała, a przez otwarte drzwi weszła świnia opasła i pozostawione jajka pożarła. Kuba runął na piernat podarty, który na ziemi się znalazł, Kaśka, ledwie dysząca, na zydlu beznogim siadła.
— Tfu! — odezwał się po chwili Kuba.
— Złe opętało i mnie i jegomościa — wykrztusiła Kaśka.
— Co tu szkody! co tu szkody! — lamentował Kuba.
Strona:PL Kazimierz Gliński - Bajki (1912).djvu/170
Ta strona została uwierzytelniona.