— Jezus, Marya! — krzyknęła Wiosenka.
Kruk spojrzał w jej oczy i zakrakał:
— Cierpisz?... to znaczy...
— Co? co? co? — spytała przerażona.
— Że... żyć zaczynasz.
Wiosenka spojrzeniem długiem obwiodła królewskie ogrody.
Nie zmieniło się nic, a jednak... Mniej barw było, mniej woni, mniej słońca. W szmerach fontanny płacz posłyszała, jęk w zawodzeniach słowików. I stała tak długo w zamyśleniu poważnem, rozwiązując zagadkę tajemniczych słów czarnego ptaka.
— Cierpieć... to znaczy — żyć! — szepnęła — żyć... to cierpieć! Ból wszędzie, ból i ból!... Gdzież jest szczęście?...
Otworzyła nagle szeroko oczy błękitne i krzyknęła:
— W kojeniu bólów, w pocieszaniu smutnych, w oddaniu siebie — cierpiącym!
I uczuła się więcej szczęśliwą w tej chwili, niż w życiu beztroskiem, jakie spędzała w pięknych, królewskich ogrodach.