łów rozmawiałyby z sobą dzwony święcone, a już takiej muzyki żadenby dyabeł znieść nie mógł. Wyniosłyby się biesy i wiedźmy ze starodawnej siedziby swojej i lament okrutny byłby w królestwie piekielnem.
Rozkaz ten dyabła starego nie bardzo się wiedźmie spodobał. Zazdrosna była o biesa. Z drugiej zaś strony uśmiechała się jej wyprawa po niewinną duszę ludzką i wyróżnienie jej, wiedźmy, w wyborze do tak trudnego przedsięwzięcia. Ku starościance nie łatwo przybliżyć się było: stróżowało przy niej baczne oko rodzica, młódź rycerska zwartem otaczała ją kołem, służba śledziła krok każdy, bo w rozpadlinach lasów świętokrzyskich nietylko jelenie gniazda swoje miały, ale i niedźwiedź pomrukiwał czasami i zbój ukryty czatował. Mimo to, wiedźma nie traciła nadziei, że dyabłu staremu wygodzi.
Razu pewnego, zasłyszawszy echa rogów myśliwskich, przebrała się w strój żebraczki, miotłę, która jej za rumaka służyła, ukryła w łachmanach — i to tam, to sam wałęsać się zaczęła, niby wróżbiarka zbłąkana, jałmużnica pokutująca, kwestarka zresztą hen, z gdzieś daleko budującego się klasztoru. Aczkolwiek fizyonomia jałmużnicy owej, wróżbiarki i kwestarki nie wzbudzała zaufania najmniejszego, bo z niej dyabelstwo patrzyło, sam pan starosta kilka groszaków jej rzucił, ten i ów z łowców do kalety sięgnął, choć jeden rzekł: »Za duży nos masz, babciu!«, drugi jej radził do balwierza pójść i ogolić się uczciwie, trzeci potraktował pomadą węgierską, by rozwichrzone wąsy wygładziła sobie pod nosem. Wiedźma śmiała się i dowcipne dawała odpowiedzi; temu z rąk, temu z kart powróżyła, a zawsze złotem i szczęśliwościami różnemi okapywały te wróżby, że nikt nie podejrzewał babiny o jakiebądź złe zamiary. Tak fortelem wcisnęła się w łaskę panów i służby, a gdy już starościance pięknego królewica wywróżyła (prawda, że wtedy myślała o dyable starym), uradowany pan starosta dukata jej dał i razu pewnego do wspólnej biesiady
Strona:PL Kazimierz Gliński - Bajki (1912).djvu/188
Ta strona została uwierzytelniona.