Strona:PL Kazimierz Gliński - Bajki (1912).djvu/21

Ta strona została uwierzytelniona.

Talizman, co cię ochroni
Od ostrza zdradzieckiej broni.
Gdy noc otuli las wokół,
Po pióro przyleci sokół,
Widmo, wabiące wołaniem...
Idź za niem! idź za niem! idź za niem!

W tej chwili spadło na ramię Stacha lśniące pióro sokole, a rosa chłodna na czoło. Pióro zawisło na czapeczce pacholęcia, po rosie drobny, biały znak został.
— Cóżeś uczyniło, głupie chłopię! — rzekł król, litościwie głową kiwając.
— Nie widziałem, panie królu, żeby ze ściętej gałązki kwiat piękny się wywinął, a jakie szczęście mógłby przynieść grzech zabójstwa? — odpowiedział Stach śmiało.
Dworzanie króla nie wiedzieli, co czynić mają i jak z zuchwałem pacholęciem postąpić. Posypały się groźby, tu i tam zacisnęły się pięści, ale królowi podobała się odwaga Stacha; zresztą wiedział już, że cios żaden nie dosięgnąłby piersi widma, które w mgłę się zmieniło i rozwiało się, jak mgła. Zbliżył się, położył na główce Stacha rękę swoją królewską i rzekł:
— Zostaniesz pazikiem moim!
Nie opierał się Stach woli królewskiej, bo cóż miał dalej robić sam, w lesie, znużony, głodny, nie znający dróg wśród tej puszczy obłędnej? Zgodził się więc pozostać pazikiem króla i znaleźć się w gronie rycerzy, którzy wnet spójnem otoczyli go kołem i przyjaźnie już uśmiechali się do niego.
Ze zniknięciem tajemniczego widma zniknęły wyrwy, przepaści i rozkopy. Drużynie królewskiej dobry humor powrócił. Pachołkowie nazbierali wnet suchych gałęzi i wielki stos zapalili, a kucharze królewscy wzięli się zaraz do przygotowania posiłku dla króla i jego orszaku. Łosie chrapy, niedźwiedzie łapy i pieczeń żubrza znalazły się wnet na stole pańskim, było i wina wbród i innego napoju niemało. Posilili się tedy