Strona:PL Kazimierz Gliński - Bajki (1912).djvu/22

Ta strona została uwierzytelniona.

dobrze, a gdy ogień przygasł, każdy kułak pod głowę położył i czekał na sen przytulny.
Ale sen nie przychodził.
Nie dziwo!
Byli w dziedzinie króla leśnego, niedaleko jego stolicy, tej zaczarowanej Góry Szklanej.
O niej też i Stach marzył...
Po chwili ciszy, gdy król w namiocie chrapać zaczął, ten i ów głowę podniósł i szepnął:
— Szklana Góra!...
— Szklana Góra!... — i Stach powtórzył.
— Cha! cha! cha! — zaśmieli się rycerze. — I ten malec o niebezpiecznej wyprawie myśli!
Zawstydził się Stach, bo jakże mu z groźnymi wojownikami się mierzyć?... A każdy z nich o tej wyprawie niebezpiecznej myślał i o tem, by mógł w niej towarzyszów swoich ubiedz.
Nie spali, a udawali, że spali...
Tak samo i Stach uczynił.
Księżyc zaszedł — w ciemnościach pogrążyła się ziemia.
I oto podniósł się rycerz jeden. Cicho, na palcach do konia swojego się zbliżył, skoczył na siodło — i w las pomknął... To samo uczynił drugi, trzeci, dziesiąty, i ci, co postawieni byli na straży przed namiotem królewskim, kuchciki i ciurowie nawet; każdy z osobna udał się na poszukiwanie zaczarowanego pałacu, skrzyń złotych i pięknej królewny.
Ścisnęło się serce Stachowi, że on pobiedz za nimi nie może. Czekał przybycia obiecanego sokoła, wabiącego wołania jego.
Tymczasem w borze dzikie zaczęły się budzić zwierzęta. Zawył wilk — i, węsząc, zbliżył się do namiotu królewskiego; plamisty ryś na konarze dębu się przyczaił i jarzące ślepia utkwił w bezbronne schronisko króla. W oddali krzew się po-