Strona:PL Kazimierz Gliński - Bajki (1912).djvu/33

Ta strona została uwierzytelniona.
KOŻUSZEK BARANI.




Okrutny tumult powstał przed kościołem i taki wrzask bab i dziadów żebrzących, że ksiądz musiał kazanie przerwać i wysłać zakrystyana dla uśmierzenia kłótni jakiejś, która spokój nabożnych mąciła. Jedna z bab darła się w niebogłosy:
— Patrzcie-no, jaka pani z Psiej Wólki! Nietylko, że dziurawej dychy nie da, ale nawet nie powie: niech Pan Bóg opatrzy!... I śmie to babom od wiedźm wymyślać!
— Od wiedźm?! — zakrzyczała druga, a właśnie ta druga, która z towarzyszkami swojemi na odpust przybyła, była wiedźmą z Łysej Góry. — A pokaż-no mi tę gaździnę, niech-że ją sobie zapamiętam dobrze, a zapłacę, jak się należy, za takie postponowanie godności naszej!
— A oto tam... Widzisz ją? Kieby kolatorka w ławce się rozpiera, a raz wraz łeb spocony chustą wachluje. Gajdzińska się zowie, a rodzicielką jest tej, oto tam, pannicy, co siedzi pod konfesyonałem, a od bab i dziadów plecyma się odwraca. Inaksza całkiem jest jej siostra przyrodnia, a pasierbica kukły tej starej; ta nie ominie nas, by choć dobrem słowem nie obdarzyła, jeżeli kaletkę ma pustą; nie tak, jak tamte