twardą skórę potwora przeszył i do serca się jego dostał, a gdyby i był, któżby na spotkanie z bestyą taką wyszedł, która, zanim rzuciła się na ofiarę, pierwej ją, z szybkością piorunową, ogonem stumilowym owijała, rozcierała na miazgę i dopiero się lubowała tak przyrządzoną marmoladą. Król już zamierzał opuścić gród swój wawelski, gdy oto do niego wieść doszła o Wyrwidębie i Waligórze. Wezwani, przybyli natychmiast — i wzięli się do roboty. Wyrwidąb zaczął lasy trzebić i to bez żadnej fatygi. Przechadzał się wśród borów, jak my dzisiaj wśród łanów żytnich; za czuby brał drzewa, jak my to z kłosami robimy — i jednem szarpnięciem największe sosny, dęby i buki wyrywał, które wnet ciskał na stepy węgierskie, gdzie lud, pozbawiony lasów, z radością wielką pozostałe drzazgi na opał zbierał. Po paru tygodniach takiej przechadzki Wyrwidęba, pod Krakowem śliczne się błonia ukazały, Wisła, ozłocona niewidzianem dotąd słońcem, z radośniejszym fał szumem do Gdańska popłynęła, a miasto zbliżyło się ku Wawelowi i opasało się bram setką.
Inną robotę miał Waligóra.
Oprócz lasów, wszędzie się moc wielka skał pokazała ostrych, niedostępnych, przepaścistych, gdzie i zwierz dziki i zbój dobre schronisko znajdowali. Tedy Waligóra łamał głazy granitowe, zatykał nimi wyrwy i rozpadliny, wygładzał dłonią potężną, ale nie niszczył zupełnie, wiedząc o tem, że nietylko równiny lecz i wzgórza i pagórza mają piękność swoją. Zostawił więc, jako ślad swojej artystycznej roboty, skały, dziś Panieńskiemi nazwane, gdzie i król z przyjemnością spacerem chadzał i mieszkaniec miasta miłego używał wywczasu.
Pozostał teraz jeszcze smok wawelski.
Z nim sprawa trudniejsza!
Ale oto jak postąpili sobie bracia.
O północy potwór nie opuszczał swojej jaskini. Zjadłszy wieczerzę, zwijał się w kłąb wielki i spał.
Strona:PL Kazimierz Gliński - Bajki (1912).djvu/50
Ta strona została uwierzytelniona.