nikt. Jednej jesieni wiatr halny zerwał dach i potrzaskał, ściany potem zaczęły butwieć i gnić. Narosło w koło rozmaitego zielska i przez szpary w ścianach poczęły się wsuwać zielone, ponure liście łopuchu, a potem trawa i błękitne i szafirowe goryczki poczęły wewnątrz róść. Mchy i wilgotne porosty opełzły pnie w ścianach i osiwiły je bladą zielenią. Zasiał się koło nich rdzawy smutny szczaw i ciemne senne pokrzywy. Nizkie ściany jęły ginąć w lecie w gęstwie roślinnej, a w zimie pod nasypem śniegów z każdym rokiem więcej i więcej. Inny wicher halny zburzył dwie ściany, południową i zachodnią; dwie drugie w parę lat później zawaliły się pod ciężarem śniegu. Łopuchy, trawa, szczaw, pokrzywy, błękitne i szafirowe goryczki i białe konwalie górskie zarosły z wiosną rozwalone pnie. Ziemia jęła wchłaniać butwiejące i gnijące drzewo i po kilkunastu latach nie pozostało ze zbójeckiej chałupy śladu.
Przetrwała tylko o niej pamięć wraz z imionami Łuscyków Jaskrawych, Hornego, albo Gońca Kośli z Pardółówki, Zośki Mocarnej z Kościelisk, Samka Widowaca strzelca, żałosnego rodzeństwa Jasia i Teresi Słodyczków i starego Gacka Topora Jasicy z Hrubego, który się na złych synach pomścił.