A Marysia w płacz. Zatłumiła go zrazu, ale potem buchnął z niej, jak ogień.
Porwie się Jasiek z miejsca: Maryś! Co się stało? Cegóz płaces?
A ona łka.
— Cegóz płaces?!... Twoje łzy mi jak kamienie... Powidz! O co zol mos do mnie? Jo juz se rady niewiem dać! Cojek ci zawinił? Cymek cię ukrziwdził? Maryś!
— Hej, nie zawiniłeś mi ty nic, nie ukrziwdziłeś mię ty w nicym... Ino pocóześ to wej zabrzęcał na strunak?...
— E dyjek to przecie nie roz nie dwa grawał, a nie płakałaś! — mówi Jasiek.
— Ale nie trza było — — teroz... — mówi Marysia.
Zamyślił się Jasiek — myśli chwilę — cisnął skrzypce na ziemię, nogą kopnął. Bierze ręce Marysi, całuje.
— Przeboc! — mówi.
— Z nićego. Coześ ty winowaty? Nic — ona odpowiada.
— Bez coześ się na mnie gniéwała?
— Nie gniéwała jo się, nie... Nie wyrozumiés ty temu nigda, nigda...
— Nie gniéwałaś się?! — krzyczy Jasiek, podnosząc na nią oczy.
Strona:PL Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Na Skalnem Podhalu. T. 1.djvu/051
Ta strona została uwierzytelniona.