Strona:PL Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Na Skalnem Podhalu. T. 1.djvu/052

Ta strona została uwierzytelniona.

— Nié... Ino mię serce ozbolało...
Znowu się łzy poczęły pchać do oczu Jaśkowi Mosiężnemu, ale je zdzierżył.
— Z cego cię ozbolało? — pyta się.
— Hej, kiebyś wiedzioł — Bolało mię, bolało, ale ciho, a teroz mię ozbolało głośno...
— Za mojom przycynom?
Ale Marysi znowu łzy buchnęły z oczu, snadź niepamiętna już na nic, zawodzi szlochając: Ej kohałak go, kohała!... Ej kohałak go, kohała!... I słania się, jakby zemdleć miała. Ledwie się o ścianę oparła, a Jasiek ją podtrzymał.
— On se to tak śpiéwoł... przy koniak... Jo się go to pytała: co robi, a Cajówna Zosia wiedziała o nim... Ej kohałak go téz, kohała...
Mówić jej nie dało, ucichła, a Jasiek Mosiężny po rękach ją, po kolanach całuje. Nieruchomo się stało w szałasie, tylko niebieski płomyczek tańcuje po palenisku.
— Nie kciał mię — mówi Marysia po czasie — Wzion ten Cajównę, Zosię, ozenił się. Nie mówiłak mu nigda nic, ale on wiedział, ze ginem. Hej, kie ik do ślubu wiedli — — w kościele w Hohołowie — — ej, kie ik wiedli...
— Maryś!
— Nic. Zmogem się. Wiedli ik... Jo tak stała — na boku... Kie im ksiondz ręce wiązał...