— Maryś!
— Nic. Związał im ręce ksiondz, piestrzonki zamienili, ześlubował ik, zaprzysiąg — już on był jéj... Wyseł z kościoła, pod piórem, wstązki na nim cyrwone przy cuze, ona we wieńcu... Hej Jaśku! Będzies sto lat zył, nie dozyjes...
— Maryś!
— I takek ostała. Ostałak tam pod kościołe, kole muru. Nie widzioł mie nik... Pojehali... A zagrali mu na jego nutę, na tę samą... Przestałak hań do rania... Prosiłak Boga, coby przywołał ku mnie śmierzć — ale nie przisła... I zaślubowałak se, zaprzysięgła: jak wos ksiondz związał stułom i sprzong na wiecność, tak jo Ci ślubujem i przysięgom, Boze, kieś mi tego scęścia dać nie racył, ze mię nigda nie powiedom do ołtorza we wieńcu, nigda, nigda, — ino mię do trumny tak włozom, jakak jest...
— Maryś!
— A on pojechoł ś niom, ka się przyzenił, do Długopola. Widziałak go jesce potem kiela razy, a nojwięcyj w Ludzimirzu, na odpustak, bo oni ta wse jezdzujom, bo to od nik blizko i parafijo. Umyśnie hodzem... Juz scworty rok... I bedem hodzić...
— Nie boleśnie ci to?
— Boleśnie... Ale by go przynomniej widzem...
Strona:PL Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Na Skalnem Podhalu. T. 1.djvu/053
Ta strona została uwierzytelniona.