ją zobaczył, oparł się o wóz plecami i stąpić przez chwilę nie mógł, a mowę to mu całkiem odjęło, tylko usta otworzył. Ona się uśmiechnęła i przeszła mimo, a on potem powiada: Dyablica się za babę przyoblekła, cy jako?! Ale kieby takie w piekle były, fciołby jo hań gorzeć po same usy!...
Nieradzi ją ludzie widzieli za nieużyczliwość i za pychę. Było jej już dwadzieścia lat, ale się wydawać nie chciała, ani nikt nie słyszał, żeby jakiego kochanka miała. Nikt się nią nie pochwalił.
— Nie bees się to wydawać, Maryna? — pytała się jej ciotka.
— A jest haw wtóry godny ku mnie? — odpowiedziała.
— A wis, jako to śpiéwajom:
»Cemuz ty dziéwcyno niekces na mnie patrzyć?
Jak jo cię nie weznem, nie weźnie cię ślakcic!«
— A niesłyseliście ciotko, co opowiadoł stary Budz, jako to królewic przyjehoł ku kołodziejównie?
— Bojki! Coby cię nie to królewic, ale jaki sprosty górol nie przespał!
— Niedocekanie wase!
Ale jej się oczy zjarzyły i zęby ścisnęły, boć przecie w takiej dziewce grała krew! Ino ją ta pycha, ta podufałość trzymała, jak na łańcuchu.