Jasiek, że ją zgniewa. Puścił, słowa nie rzekłszy. Weszli do izby; ona naprzód, on za nią.
Już siedział pod ścianą, już grał, kiedy znowu Marynę w ciżbie zobaczył. Blada była, nie tańcowała.
— Cemuz nie tońcys? — pyta jej się, kiedy koło niego blizko stanęła.
— Noga mię boli. Ognietło mi.
A wójcicek Macicek ciska mu w chwilę potem trzy szóstki do skrzypiec i śpiewa po góralsku:
»Mozes się pokozać dziwcę, kaś się skryła,
Cyjeś taka śumna, jakoś wcora była?...«
I tańczy z panną młodą.
Jasiek gra, aż struny zgrzypią, ten tak śpiewa, tamta nie tańcuje, pod ścianą blada stoi — — chce Jasiek grzmotnąć skrzypce o ziemię, skoczyć, porwać Maćka pod gardło — — ale to może on ino tak tylko śpiewał, może to nie oni byli, tyle dziéwek, tyle parobków na weselu, tyle się ich rozleciało koło domu podczas kolacyi — — i dzwoni mu i dźwięczy w uszach i w sercu jej głos: »Przecie wiem, ze mię rod mos... Byłak doma, buty przebuć... Jasicku»...
∗ ∗
∗ |
I nie wyszło cztery tygodnie, już miał być ślub wójcickowego Macicka z wójtową Maryną. Chciał