— Bo jo jest halny gazda.
Wziął się potem na dół ku Pięciu Stawom.
Lepiej mu się szło, niż do Zawratu, bo od południowej strony śniegi już wytajały, mało gdzie co zawadził, zbiegł wartko ku stawu Pod Kołem. Zamarźniony.
— Nic tu po mnie — myśli Jędrzej. — Niek se ta lód gazduje, kie je taki sparty. Telo jego.
Spojrzy dalej — hej! Wielki Staw się czerni między skały.
— Stowecku! Stowecku! — woła Jędrzej — Tuś?!
A ono mu tak zaszumiało z tej wody:
— Hej, gazdo! Witojcie! Nie było wos téz downo!
— Jakoz ci się ta drzémało pod lode? — woła Jędrzej.
A staw mu gwarzy:
— Dobrze. A tak się mi śniło, co syćko bedzie zielone.
— Ej tak i mnie! — mówi Jędrzej. — A radeś, ze ci ku niebu widno?
— E! Dy to u mnie tak, jak nowonniejsy kwiat! — mówi Staw.
I tak tam oni radzili do siebie.
Poziera Jędrzej: rozwidniło się, świetleje po
Strona:PL Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Na Skalnem Podhalu. T. 1.djvu/091
Ta strona została uwierzytelniona.